Wizje Polski. Opcja pierwsza.

0
1156

WIZJE POLSKI.

W ostatnich kilkudziesięciu miesiącach w polskich życiu publicznym dokonała się wyraźna zmiana społeczno-polityczna. Jedną z konsekwencji tej zmiany (a nie jej przyczyną) są wygrane Andrzeja Dudy i PiS w wyborach. Na to zwycięstwo złożyło się kilka elementów, których siła bynajmniej nie wygasła. W związku z próbą odgadnięcia klimatu politycznego w nadchodzącym czasie można postawić hipotezę (jedną z wielu), że szeroko pojęta prawica w Polsce zdominuje sferę publiczną na kilka, bądź kilkanaście lat.

W środowiskach lewicowych funkcjonuje pogląd, że Polską od lat rządzą siły konserwatywno-prawicowe, na co dowodem ma być dobra sprzedaż jej tygodników (wszak Gość Niedzielny wciąż utrzymuje się na pierwszym miejscu), lub że współczesna historia Polski interpretowana jest z prawicowej perspektywy, a w najradykalniejszych wersjach twierdzi się, że Adam Michnik jest umiarkowanym prawicowcem, który z pomocą swojej gazety umożliwił w III RP wprowadzenie dzikiego kapitalizmu. Taki obraz jest jedynie pozornie prawdziwy, a dominacja sił „prawicy”, o której tutaj mowa będzie jak najbardziej realna.

Jest kilka czynników, które się na to składają. Jednym z podstawowych jest nieprzystawalność lewicowych idei do codzienności. Najbardziej oczywistym tego wyrazem jest polityka multi-kulti z takim niepowodzeniem prowadzona na Zachodzie. Powszechnie komentowanym zagadnieniem jest sprawa tzw. uchodźców, na których przyjmowanie Polacy się nie godzą. Zdaje się, że wiedzą to wszyscy, którzy robią zakupy na osiedlowym rynku i rozmawiają z ludźmi w stojących w korkach autobusach, a nie spędzają życia na eventach w przytulnych knajpach. Po wyborach w telewizji publicznej częstymi gośćmi są eksperci od Bliskiego Wschodu, jak dr Wojciech Szewko, którzy rysują realny obraz sytuacji w Europie i nie pozostawiają złudzeń, co do zagrożenia płynącego z islamskiego terroryzmu. W konsekwencji czego widzowie poważnie zaczynają myśleć o swoim bezpieczeństwie poddając w wątpliwość hasła bez pokrycia o europejskiej solidarności. To już tylko krok do odrzucenia kompromitującej się politycznej poprawności. Kolejne doniesienia o niemieckiej policji i mediach ukrywających informacje o gwałtach, Niemki wręczające kilka dni później kwiaty uchodźcom i rażąca instytucjonalna nieudolność (a być może celowe zaniechania), wzmacniają jedynie w Polakach słuszność sztywnego trwania na pozycjach „nietolerancyjnych”. Dopełnieniem kruszenia się polit-poprawności mogą być np., identyfikowane jako zabawne, próby zmian w języku (słynna „ministra” Joanny Muchy). Tak istotnej na Zachodzie sprawie jak zagadnienie homoseksualizmu, w Polsce nie sprzyja ogólny konserwatywny charakter społeczeństwa w sferze obyczajowej. Na tym gruncie spotkać się mogą nawet wyborcy PiS, SLD i PSL.

Obecne trudne czasy wymagają niełatwych i niepopularnych decyzji. Coraz większą popularnością cieszą się wyraziste i kontrowersyjne postaci, jak Grzegorz Braun. Reżyser, który oprócz tego, że z dystansem opowiada o kultowych „Gwiezdnych Wojnach”, w salach wypełnionych po brzegi w całej Polsce głosi wykłady o geopolityce. Na youtube zaraz obok odnaleźć można na ten temat specjalistyczne wykłady Jacka Bartosiaka, które mają tysiące wyświetleń, a ich tematem są skomplikowane meandry polityki zagranicznej wielkich mocarstw i wizje III wojny światowej. Nieustającą popularnością cieszy się Mariusz Max Kolonko ze swoimi komentarzami dotyczącymi spraw bieżących.

Odbiorcami tych treści w dużej mierze są młodzi ludzie, w III RP zapomniani, przez lata nieaktywizowani. Największe ośrodki opiniotwórcze w Polsce, z Gazetą Wyborczą na czele, starały się przede wszystkim dotrzeć z przekazem do inteligencji. Wiodące role odgrywali ludzie nauki, kultury i sztuki, jak Kołakowski, Miłosz, Wajda, czy Bartoszewski. W tym czasie młodzież żyła na uboczu, a swoją ścieżkę odnalazła, co jest naturalne, w kulturze popularnej, przede wszystkim w hip hopie, który jest buntowniczy, żarliwy, rewolucyjny. Dzisiaj dziennikarze GW zdumieni są, że polski hip hop stał się nacjonalistyczny i ksenofobiczny, odwołujący się do haseł Bóg Honor Ojczyzna. Trudno się dziwić, że polscy raperzy, którym, jak wszystkim młodym ludziom, krew się gotuje i pałają chęcią zmieniania świata nie głosowali na nieporadnego Bronisława Komorowskiego, który w internecie, domenie młodych, był jedynie powodem do żartów.

III RP jest przede wszystkim systemem wykluczającym. Sprawujący „rządy dusz” establishment po kolei wykluczał niewygodne środowiska i tematy: polski nacjonalizm, zwolenników lustracji, „kościół zamknięty” i moherowe babcie, przeciwników Unii Europejskiej, patriotyzm, „żołnierzy wyklętych” etc. W konsekwencji sam wyhodował zastępy wrogich sobie, i popieranym przez siebie ideom, obywateli różnej proweniencji. Dzisiaj młodzi zwolennicy Janusza Korwin-Mikkego, ruchu Kukiza, ruchu narodowego i kibice, którzy niewiele wspólnego mają ze słuchaczami Radia Maryja i bogoojczyźnianymi pieśniami, razem protestują przeciwko „pookrągłostołowej” klasie politycznej.

Przez lata kpiono ze środowiska PiS, że na organizowanych przez nich marszach, czy manifestacjach średnia wieku oscyluje wokół sześćdziesiątki. Dzisiaj, gdy swoje marsze urządza Komitet Obrony Demokracji, jego animatorzy pytają gdzie są młodzi? A ci młodzi, których pasiono europejskością i wizjami wygodnego życia, dzisiaj są tolerancyjni, nowocześni i nic ponadto. Najważniejszym postulatem jest bezczynność i święty spokój, ponieważ mają PRAWO, aby niczym się nie interesować. Z drugiej strony jest młodzież, do której nie trafiają perory Agnieszki Holland, czy filmy o nabzdyczonym Lechu Wałęsie z podkręconym życiorysem, ale GW nie ma kim zastąpić odchodzących w zapomnienie swoich wieloletnich „autorytetów moralnych”. I tutaj pojawiają się idee, style i działania, które atrakcyjne są też z powodu swojej „elitarności”, czy właśnie owego wykluczenia, nadające posmak przygody i indywidualistyczny rys w nijakim społeczeństwie politycznej poprawności. Wykluczeni niesieni ideami zdolni są do poświęceń. Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi szerzej nieznanemu Grzegorzowi Braunowi podpisy zebrali fani, natomiast nie udało się to Wandzie Nowickiej i ikonie środowisk lewicowych Annie Grodzkiej. Najlepszym przykładem możliwości organizacyjnych obozów ideowych jest liczba uczestników wydarzeń: Marsz Niepodległości – 50 tysięcy ludzi, Marsz w obronie Telewizji Trwam w Warszawie – 50 tysięcy ludzi, Marsz dla Życia i Rodziny w Warszawie – 10 tysięcy ludzie, Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów – kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Natomiast np. „Obywatelski protest przeciwko finansowaniu Świątyni Opatrzności z pieniędzy na kulturę” – w internecie 31 tysięcy użytkowników dodanych do wydarzenia, a w manifestacji przed Sejmem wzięło udział 100 osób. W ostatnich miesiącach, przede wszystkim dzięki wsparciu mediów liberalno-lewicowych, manifestacje KOD liczą ok. kilkadziesiąt tysięcy uczestników (wspomniane media podają frekwencję drastycznie na korzyść Komitetu wbrew statystykom policji). Jednak prawdziwymi aktywistami nie są animatorzy z lokalnych lewicowych czytelni, ponieważ najliczniejszymi organizacjami w Polsce są Żywy Różaniec (1,11 miliona) i Rodzina Radia Maryja (1 milion).

Elementem umacniającym prawicowy paradygmat jest obecna władza. Należy pamiętać, aby nie przekładać doświadczeń warszawskich na resztę kraju. W stolicy łatwo o wzruszające ujęcia z obchodów rocznicy powstania warszawskiego, czy pochówku „Łupaszki”, ale w mniejszych ośrodkach wygląda to zgoła inaczej. Dla przykładu: w czterdziestotysięcznej miejscowości w kujawsko-pomorskim, od wielu lat co roku burmistrz wraz z gronem urzędników świętują „wyzwolenie” miasta przez Armię Czerwoną w 1945. Podczas Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, mimo że to święto państwowe, na ratuszu nie wywiesza się flagi narodowej, nie wspominając o delegacji na marszu organizowanym przez mieszkańców. Z kolei w Bydgoszczy, mieście wojewódzkim i jednym z największych w kraju, mieszkańcy w centrum ignorują syreny wyjące 1 sierpnia o godzinie 17. Oddolne ruchy owszem są ważne, bowiem dają wyobrażenie o nastrojach społecznych, jednak bez administracyjnych decyzji nie wiele się zmieni, ponieważ to instytucje stanowią o sile państwa. Gdyby nie uchwała PiS o „zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”, świąteczne kartki z Anglii dzieci wciąż słałyby do rodziny zamieszkującej na ulicy Armii Ludowej, czy Michała Roli-Żymierskiego, gestapowskiego i sowieckiego agenta. Również dopiero po zmianie na stanowisku Ministra Obrony Narodowej, jednostki wojskowe zainteresowały się losami lokalnych i ogólnopolskich „żołnierzy wyklętych” i organizują spotkania dotyczące powstania antykomunistycznego.

Młodzi, dla których przez wiele lat w III RP nie było oferty, odnaleźli drogę bez pomocy wiodących ośrodków opiniotwórczych, tak więc nie są im one do niczego potrzebne. Rolę nie do przecenienia odegrał w ostatnich latach internet, który stał się dla nich pociągający dla również dlatego, że odnaleźć można tam treści starannie ukrywane przez wiodące media, a poprzez to mające posmak sensacji. Najpopularniejsze prawicowe fanpage na Facebooku cieszyły się tygodniowo wielomilionowymi zasięgami. Tzw. „wiodące media” głoszą hasła sprzeczne z wyznawanymi przez młodych ideami, które w obliczu konfliktu zbrojnego stają się niezwykle istotne – siłą, poświęceniem, roztropnością. Te właśnie wartości młodzi odnajdują w opowieściach o żołnierzach Wojska Polskiego, którzy skazani mieli zostać przez komunistów na wieczne zapomnienie. W tym kontekście pojękiwania Gazety Wyborczej, że prawica zawłaszczyła historię są absurdalne, w sytuacji, gdy nigdy temu środowisku nie zależało na kompleksowym przedstawianiu najnowszych dziejów Polski. Były to jedynie konwulsyjne reakcje w kontrze do prób lustracji i rozliczeń z PRL, którego zdecydowanie broniła.

Splot kilku wydarzeń, tj. bieżącej sytuacji politycznej w Europie (multi-kulti), nieudolność i bezradność europejskich instytucji wobec islamskiego terroru, skompromitowani krajowi politycy kreujący się na „obrońców demokracji”, kipiąca młodość potrzebująca oparcia o solidny fundament w gorących czasach, być może spowoduje, że „prawicowe” myślenie o świecie okaże się najatrakcyjniejsze. Oddając się daleko posuniętej spekulacji, w Polsce może dokonać się rewolucja, jaka miała miejsce w zachodniej Europie w latach 60. XX wieku (choć oczywiście na mniejszą skalę). Dzisiejsze polskie elity polityczno-kulturalne są stare, nie wzbudzają zaufania i szacunku, dokładnie tak samo, jak te amerykańskie z okresu kontrkultury, a rolę hipisowskich studentów odegrają młodzi patrioci w koszulkach z emblematami Polski Walczącej. W tym miejscu pojawiają się zarzuty o przejęcie w dużej części powstańczej symboliki przez środowiska z blokowiska i „kibolskie”, które określane się jako bezrefleksyjne i bezkrytyczne. Ale w tym przypadku również można odwołać się do rzeczonych lat sześćdziesiątych – w taki sposób właśnie dominujący dzisiaj w zachodnim świecie lewicowo-liberalny mainstream doszedł do władzy, dzięki masom bezrefleksyjnych studentów krzyczących na pochodach Hồ Chí Minh i zachwycających się przewodniczącym Mao.

Kasper Linge

Komentarze