Nie ufajcie Jarząbkowi, czyli krótki list o zabijaniu

0
1080

IPN udostępnił dziennikarzom i historykom drugą partię materiałów znalezionych w domu gen. Czesława Kiszczaka. Po tzw. „teczce Bolka” tym razem było to dwadzieścia róż0268747nych dokumentów, wśród których najciekawszy okazał się wspaniały zbiór epistolograficzny. Wbrew temu, co sądzili niektórzy obrońcy prywatności, udostępnione przez IPN listy nie miały charakteru prywatnego. Była to korespondencja skierowana do urzędnika państwowego i wszystkie te dokumenty – zgodnie z ustawą o IPN – nie tylko mogły, ale wręcz powinny zostać ujawnione. Czegóż w tych listach nie było, któż się tam nie zbłaźnił i nie skompromitował. Ta sprawa to jednak znacznie więcej niż tylko przyczynek do dzisiejszej pogardy dla tych wszystkich PRL-owskich Jarząbków. Dla komuszych serwilistów, oportunistów, konformistów i zwyczajnych łajdaków. Ta sprawa to modelowy przykład tego, jak działał system, który stworzono po 1989 roku.

Listów było kilka (Celiński, Tyszkiewicz, Passent, Seweryn, etc.). Największą chyba „popularnością” cieszył się list Daniela Passenta wysłany do Kiszczaka zaledwie 10 dni po śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Postać Passenta to wręcz modelowy przykład tego, że system zaprojektowany był niemal idealnie. Ekskluzywność i hermetyczność tzw. „elit” (ziemkiewiczowskiego Salonu), do których praktycznie nie było dostępu z zewnątrz pokazuje przerażający obraz zamkniętego systemu władzy. W istocie dopiero upowszechnienie internetu zapewniło rozkruszenie betonu. To nowe źródło informacji i dużo bardziej powszechny dostęp do materiałów źródłowych sprawił, że dziś nieporównywalnie trudniej jest manipulować społeczeństwem.

Wróćmy do Passenta. Kiedy ten pisze swój ohydny, serwilistyczny i czołobitny list, w którym zapewnia o swoim poparciu dla ministra spraw wewnętrznych, członka WRON, człowieka współodpowiedzialnego m. in. za przygotowanie i wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku, nie pisze go z perspektywy „szarego obywatela”. Passent nie jest, wbrew temu, co mogłoby się niektórym z nas wydawać, zatroskanym o przyszłość ojczyzny everymanem, który odważył się napisać do generała Kiszczaka. Passent nie zwraca Kiszczakowi uwagi dlatego, że troszczy się o los państwa. Jego jedyną troską jest partia. Nic dziwnego. Mamy tu do czynienia z rozmową ludzi będących na usługach tej samej organizacji, którą była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. To przecież jej organem była „Polityka” – gazeta, którą 2 stycznia 1957 powołano do istnienia na zlecenie sekretariatu KC PZPR. To tam pojawiła się koncepcja stworzenia tygodnika społeczno-politycznego. I to właśnie ta „Polityka”, w której Passent zarabiał na życie stanowiła oficjalny organ PZPR.

145630699311887276755

Mamy tu de facto list propagandzisty do przedstawiciela władzy, która tego propagandzistę powołała do życia. Wymiana myśli toczy się w obrębie osób, które mają do siebie zaufanie. Nie jest to, znów wbrew temu, co sugerują współcześni obrońcy Passenta, taka sama sytuacja jak teraz z red. Sakiewiczem, Wróblewskim, Wildsteinem czy Lisem, u których łatwo przecież wskazać polityczne sympatie. I nie sposób wykluczyć, że ktoś z nich również pisał list do któregoś ze współczesnych polityków. Niech nie przyjdzie nikomu do głowy taki pomysł! Nie tylko dlatego, że w przypadku Passenta mówimy o człowieku żyjącym z pracy w gazecie partii. Dużo ważniejsze jest to, że ten człowiek rozmawia z władzą, która ma krew na rękach. I Passent o tym doskonale wie. Ta władza skąpana jest w świeżej krwi Grzegorza Przemyka i bł. ks. Jerzego.

I to właśnie tę linię ma na myśli Passent, kiedy pisze: „Szanowny Panie Generale! W tych trudnych dla kraju i Pana osobiście dniach ośmielam się napisać kilka słów, by dać dowód pamięci i poparcia dla linii, którą Pan realizuje”. Bo innej linii nie było. I dziś ten sam człowiek jest autorytetem moralnym dla całego salonu politycznego, prowadzi audycje w radiu TOK FM, występuje w charakterze komentatora poczynań rządu w Loży Prasowej w TVN 24. Ten sam człowiek, jako 46-letni, dojrzały i świadomy swoich słów i czynów mężczyzna pisał do Kiszczaka: „Jeżeli awanturnicy z opozycji będą mogli poderwać ludzi do walki z władzą socjalistyczną, to Grzegorze Piotrowscy znów poczują się niezbędni i nie będzie można walczyć z nimi, gdyż walczyć na dwa fronty jest trudno (choć ma to też swoje zalety)”.

N i e w y o b r a ż a l n e.

145630699311887376755List Passenta to jest ta część historii, którą wszyscy poznaliśmy dzięki IPN-owi. Ja jestem dodatkowo wdzięczny pracownikowi Polskiego Radia Karolowi Darmorosowi, który upublicznił dokumenty w sieci. Ale ta historia ma jeszcze smutny epilog, o którym przypomniałem sobie przypadkiem. Rok 1997 i postanowienie prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego z dnia 5 marca o nadaniu orderów. Kto je otrzymał tego dnia i jakie były to ordery?

Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski

Mieczysław Rakowski – zastępca red. naczelnego i red. nacz. tygodnika „Polityka” 1958-1982

Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski

Jan Bijak – red. nacz. tygodnika „Polityka” w latach 1982-1994.

Zygmunt Kałużyński – wieloletni publicysta tygodnika „Polityka”

Marian Turski – od 1958 kieruje działem historycznym tygodnika „Polityka”.

Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski

Jerzy Kleer – w latach 1958–1998 w tygodniku „Polityka” był redaktorem oraz członkiem kolegium redakcyjnego.

Andrzej Mozołowski – wieloletni publicysta tygodnika „Polityka”

Daniel Passent – wieloletni publicysta tygodnika „Polityka”

Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski

Adam Krzemiński – od 1973 roku współpracownik działu kultury tygodnika „Polityka”

Stanisław Podemski – od 1975 w „Polityce”, z którą był związany ponad 30 lat.

Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski

Piotr Adamczewski – w 1981 został sekretarzem redakcji tygodnika „Polityka”, z której odszedł w 1982 po ogłoszeniu stanu wojennego. W 1984 powrócił do „Polityki”, od 1986 ponownie objął stanowisko sekretarza redakcji tego pisma.

Ewa Nowakowska-Butrym – wieloletnia publicystka tygodnika „Polityka”

kwach

Tym właśnie był ten system. Doskonale działający system kar /dla nieposłusznych/ i nagród /dla serwilistów/. I dlatego należy go zniszczyć. A każda próba rozmywania odpowiedzialności 'Passentów”, każda próba meandrowania, kluczenia i mówienia, że nie mamy prawa oceniać tego, jak wyglądała ówczesna rzeczywistość – bo przecież podejmowano walkę z władzą ludową, która w konsekwencji doprowadziła do obalenia tej władzy – powinna być traktowana na równi z „kłamstwem oświęcimskim”. Bo tylko tak można tłumaczyć próby obrony systemu funkcjonującego w Polsce po 1945 roku.

Oczywiście, nie można tego typu kłamców skazać w sądach. Obrona komuchów i ich Jarząbków w naszym kraju nie jest niestety karalna. Można jednak (i trzeba!) wszystkich tych, którzy mają czelność bronić Passentów, skazać na towarzyski i społeczny ostracyzm. Tego wymaga przyzwoitość i zwykła, ludzka uczciwość.

 

 

 

 

Komentarze